cze 30 2006

Silmarile


Komentarze: 1

Kiedy stałem tak, zatopiony w myślach, spoglądając na zmianę to na mojego ojca, to na kowadło, nagle zostałem wyrwany ze swojej zadumy.

- Podejdź tu, synu - powiedział do mnie ojciec, który widocznie zauważył moje przyjście.

Feanor wstał, wziął do ręki trzy klejnoty i kiedy podszedłem, pokazał mi je z bliska i rzekł:

- To jest moje największe dzieło, w które włożyłem swoje serce. Nikt nie stworzy już nigdy czegoś podobnego. To jest dziedzictwo naszego rodu w którym zawarłem światło Dwóch Dzrzew Valinoru. TO SĄ MOJE SILMARILE! - Jego głos nagle się podniósł, w jego oczach znów dostrzegłem iskry szaleństwa i gotowości do walki z każdym, kto chciałby mu odebrać lśniące kamienie. Nie mogłem zrozumieć jego zachowania, jego uniesienia i gniewu.

Dopiero gdy odszedł w dalszy kąt warsztatu, gdzie stał niewielki stolik, a na nim skrzynka, zauważyłem jak bardzo był zaniedbany. Jego czarne, zawsze lśniące włosy były teraz skołtunione i brudne, związane i lekko opadające na plecy. Był ubrany w brudne szaty w których zwykł pracować, na rękach miał rękawice, w jednej ręce trzymał młot, a w drugiej trzy silmarile. Mój ojciec szybko podszedł do stolika, włożył klejnoty do skrzynki i szybko zamknął rzeźbione wieczko. Stanął wsparty rękoma na stoliku i pochylił głowę. Widzałem, jak ciężko oddychał i miałem wrażenie, że walczy sam ze sobą. Stał tak przez chwilę, a ja obserwowałem go i bałem się przerwać to milczenie, które przesyciło całe powietrze. Mój ojciec zawsze był gwałtowny, a jego wybuchów bali się wszyscy mieszkańcy Tuny.

- Niech to, co tu zobaczyłeś i usłyszałeś pozostanie tajemnicą znaną tylko nam - Powiedział do mnie, gdy odzyskał panowanie nad sobą. Spoglądał mi w oczy swoim przenikliwym, jasnym wzrokiem, a ja czułem narastający w sobie niepokój, dręczący mnie od samego poranka. Atmosfera warsztatu przytłaczała mnie i nie potrafiłbym, choćbym chciał, wypowiedzieć ani jednego słowa, ale bojąc się reakcji ojca na sprzeciw, pokiwałem przytakująco głową. W tym momencie przez twarz Feanora przebiegł nikły i chytry uśmiech.

- Możesz już iść na górę - Oznajmił mi, a sam odwrócił się i tęsknie spojrzał na skrzynkę stojącą na stoliku. Nie mogłem dłużej znieść tego miejsca, więc szybko zwróciłem się w stronę schodów i zacząłem wracać do świata żywych, gdzie nic nie sprawiało mi cierpień. Gdy dotarłem na szczyt schodów spotkałem ponownie Annaela. On od razu potrafił zauważyć mój niepokój bądz smutek, dlatego zaraz zapytał mnie:

- Dlaczego dostrzegam w twoich oczach niepokój. Czyżby ojciec zakazał ci grać na harfie? - wiedziałem że to pytanie miało mnie rozweselić, jednak nic nie było w stanie przebić się przez mrok moich myśli.

- Zastanawia mnie jedno: dlaczego mojemu ojcu bardziej zależy na jego martwych dziełach niż na rodzinie i innych żywych istotach - to pytanie zmieszało Annaela, i na tym zakończyła się nasza rozmowa.

numa : :
Rękawice
13 października 2011, 08:35
Ciekawy wpis :) Pozdro

Dodaj komentarz