Początek końca
Komentarze: 0
Od czasu tego spaceru minęło już trochę czasu, jednak nie chciałem rozmawiać z Annaelem. Zawsze uważałem go za przyjaciela, a on tak po prostu mnie oszukiwał. Gdy mijałem go na schodach czy przy posiłkach odwracałem od niego wzrok, a on spuszczał głowę i nic nie mówiąc do siebie odchodziliśmy
Jednej nocy postanowiłem wymknąć się z domu aby jeszcze raz zobaczyć Dwa Drzewa. Była już późna godzina i myślałem, że wszyscy już śpią. Gdy wyszedłem za próg uderzyła we mnie ściana zimna i ciemności. Jednak gdy doszedłem do placu na którym rosło białe drzewo zobaczyłem wielu elfów z latarniami roztaczającymi błękitną poświatę. Niektórzy z nich mieli miny przerażone, inni zdziwione, jednak wzrok wszystkich zebranych był utkwiony w jednej postaci stojącej w cieniu drzewa. Mimo że znajdowałem się z dala od niej to rozpoznałem w niej Feanora, mojego ojca. Jednak tego wieczora był zmieniony nie do poznania. Oczy płonęły mu żywym ogniem, ubrany był w piękną, lśniącą zbroję a w ręce trzymał obnażony miecz. Mówił coś o przybyszu, który przekazał mu prawdę o Valarach. Ja mimo iż nigdy nie spotkałem tego nieznajomego to od kilku dni docierały do mnie pewne pogłoski. Elfowie mówili między sobą o przybyszu posiadającym wielką moc i mądrość, pomagającym i dającym rady każdemu kto go o to poprosi. Nie wiedziałem dlaczego z jego powodu powstało takie zamieszanie.
- Valarowie są kłamcami, niewiele lepszymi od Morgotha! Są źli i przebiegli! Nie pozwalają nam opuszczać Valinoru! A wiecie dlaczego?!... Bo ziemie leżące po drugiej stronie morza, o wiele większe i lepsze, przeznaczyli dla ludzi, istot mających pojawić się na Ardzie tak jak my z woli Iluvatara! Czy damy więzić się Manwemu i innym braciom Morgotha, czy też staniemy przeciw nim?!... Wy możecie robić co zechcecie, ale ja razem z moją rodziną mam zamiar zająć ziemie po drugiej stronie morza i władać nimi dopóki nasz ród nie wygaśnie! - słowa mego Ojca przepełnione nienawiścią wywołały duże poruszenie wśród zebranych. Jedni byli za tym, aby wyruszyć na podbój nowych ziem, inni chcieli żyć spokojnie w Valinorze. Podnosił się coraz większy szum, który w końcu przemienił się w kłótnie i groźby. Jeden z elfów wyciągnął spod srebrnego płaszcza miecz i zamachnął się na elfa z którym prowadził spór. Za jego przykładem postąpili też inni, dlatego kłótnie ostatecznie przemieniły się w krwawą walkę i rzeź. Większość elfów chodziła z mieczami skrytymi pod płaszczem, gdyż każdy obawiał się o swoje życie. Bracia, sąsiedzi, przyjaciele, wszyscy zaczęli odnosić się do siebie nieufnie i patrzeć z ukosa na przechodzących obok elfów. Jednak byli też i tacy którzy nadal chodzili nieuzbrojeni i właśnie oni w większości padali ofiarami tego szaleństwa i szału. A najgorszą rzeczą było to, że ja także nie miałem przy sobie broni i znalazłem się w środku walki. Nie wiedząc, co mam robić, założyłem na głowę kaptur, szczelnie okryłem się swoim czarnym, obszernym płaszczem i powoli zacząłem wycofywać się z tłumu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Wszyscy mnie popychali, szturchali, krzyczeli. Czyjś miecz świnął mi koło twarzy rozcinając policzek. I znów poczułem tą samą, ciepłą strużkę spływającą po mojej twarzy. Starając się nie stracić równowagi posuwałem się powoli do przodu. W pewnym momencie poczułem jak ktoś złapał mnie za ramie i gwałtownie szarpnął mną w tył. Gdy odwróciłem się za siebie stanąłem twarzą w twarz z elfem który trzymał w swej uniesionej dłoni miecz gotowy do uderzenia. Wiedziałem, że nie mam najmniejszej szansy aby uniknąć ciosu więc pochyliłem głowę, zamknąłem oczy, zacisnąłem mocno powieki i czekałem co się stanie. Ta chwila była dla mnie wiecznością. Jednak uchwyt nagle się zwolnił i usłyszałem odgłos upadającego na ziemię ciała. Gdy po chwili otworzyłem oczy przed sobą zobaczyłem Annaela. Nie wiedziałem skąd się tu wziął. W opuszczonej dłoni trzymał zakrwawiony miecz. Podbiegł do mnie z troską w oczach.
- Nic ci nie jest?- zapytał, a w jego głosie usłyszałem troskę ale i drżenie.
- Wszystko w porządku - tylko to zdołałem z siebie wydusić. Annael złapał mnie za ramię i zaczął wyprowadzać z tłumu walczących. Gdy opuściliśmy plac zaczęliśmy biec ile sił w nogach i ciemnymi zaułkami dotarliśmy do domu.
Dodaj komentarz