Narastający niepokój
Komentarze: 0
Przez kolejnych kilka dni odpoczywałem i powracałem do pełni sił. Annael przez cały czas opiekował się mną. Zmieniał moje opatrunki i razem wychodziliśmy na spacery. Jednak przez cały czas był jakby nieobecny, zamyślony i nie chciał spoglądać mi w oczy, kiedy go pytałem co się stało.
Chodziliśmy po mieście i poza jego obrębem, jednak wszędzie dało się zauważyć jedną rzecz: wszyscy się mi przyglądali. Nikt nie wiedział co się ze mną stało, dlaczego zostałem ranny. Elfy obawiały się o życia swoje, jak i swoich bliskich, dlatego po zmroku nie wychodzili z domów. Noldorowie w swoich warsztatach i kuźniach przygotowywali broń, gdyż przeczuwali rzeczy które miały wkrótce nadejść. Zaczęto również wystawiać straże, które pilnowały bezpieczeństwa mieszkańców miasta. Na ulicach dało się zauważyć elfy ubrane w zbroje przypominające skrzydła orłów oplatające ich ciała. Z ich ramion zwisały granatowe płaszcze, a w rękach dzierżyli zakrzywione miecze, gładkie jak tafla lustra. Nigdy nie byliśmy zmuszeni do walki, dlatego też nie musieliśmy się zbroić. Jednak w obliczu nieznanego niebezpieczeństwa wszyscy byli zgodni: trzeba się bronić!
Ale jak można się bronić w mieście, w którym od zawsze panowały pokój i zgoda, gdzie wszyscy sobie ufali i mogli ze sobą przebywać nie obawiając się, że ktoś wbije im miecz w plecy. Takie samo przeświadczenie o bezpieczeństwie miałem i ja, dopóki nie spotkała mnie kara za moją zbytnią ufność. Co noc śniło mi się to wydarzenie i co noc budziłem się zlany potem. Nie potrafiłem o tym zapomnieć...
Dodaj komentarz